marca 17, 2018

Dolina Pięciu Stawów z wilczego pamiętnika

Podróże to coś takiego co połączyło nas niewidzialną nicią porozumienia.


Te górskie, łączą nas jeszcze mocniej. Uczą siebie na wzajem. Budują mapę wspólnych zmagań z własnymi słabościami i tymi, które dotykają partnera. Pokazują jak wiele potrafimy znieść dla tego jednego westchnienia pełnego zachwytu. Dla jęku rozkoszy "Udało się! Na dziś koniec! Odpoczywamy". Tego wewnętrznego wrzasku wywołanego bólem zmarzniętych kończyn i zmęczonych nóg. To wszystko tak szybko mija. Zaledwie godzina odpoczynku i znów w drogę. Baterie te nasze, fizyczne naładowane ale i aparat gotowy do drogi...


15 maj 2016 r. pierwsza rocznica naszego ślubu :) Właśnie wtedy zarezerwowałam nocleg w Dolinie Pięciu Stawów :) Udało się, było miejsce. Zapłaciłam i chwilę później przyszły myśli: "Co ja robię?", "Nie damy rady", "Będzie zima"... Piątkę znaliśmy. Drogi do niej przemierzyliśmy dwie od Palenicy Białczańskiej startując czerwonym szlakiem aż do Wodogrzmotów Mickiewicza. Od tego wodospadu raz zielonym szlakiem aż do czarnego i doliny piątki, drugi raz tym samym szlakiem, lecz powrót był już przez Świstówkę Roztocką szlakiem niebieskim. Wiedziałam więc co może nas czekać tym bardziej, że zimowe góry nie były mi obce. Miałam za sobą wycieczkę nad Czarny Staw pod Rysami właśnie w zimowej szacie kilka lat wstecz.



Zaczęłam wszystko przygotowywać. Plecak, raki, kijki, obuwie... Nagle na kartkach kalendarza pojawił się ten wyczekiwany dzień. 14 Listopada 2016 r. Prognozy pogody nie były wiarygodne, raz mówiono o zamieciach śnieżnych później o świetnej pogodzie.  Raz się żyje.


DZIEŃ 1


Spakowani, gotowi do drogi rozpoczęliśmy swoją podróż. Po raz pierwszy nie spieszyliśmy się.
Świadomość spędzenia dwóch nocy w górach napawała nas czymś wyjątkowym. Godziny przestały się dla nas liczyć. Jedyne co było ważne to to co dookoła. Śniadanie i gorąca herbata rozgrzały nasze serca i spokojnym krokiem z pełnymi plecakami ruszyliśmy w górę. Krok za krokiem, cisza spokój, brak ludzi. Coś wspaniałego brak ludzi na drodze do Morskiego Oka!

Przystawaliśmy co kawałek by chłonąć tę ciszę i biel. Herbata prosto z termosu smakowała tu bardziej niż gdziekolwiek indziej.  Przy Wodogrzmotach Mickiewicza zrobiliśmy sobie drugi dłuższy przystanek na ciepłą herbatę i wzdychanie nad pięknem otaczającej nas ciszy, którą o dziwo zakłócały jedynie przejeżdżające samochody. Pół godziny relaksu i stromo w górę zielonym szlakiem

Śliskie kamienie, prószący śnieg, mróz wciskający się w nozdrza. Plecaki nie ułatwiały wędrówki, zdawało się, że minuty uciekły w szybszym tempie niż zwykle. Nowa Roztoka schowała się przed nami we mgle, która towarzyszyła nam aż do rozwidlenia gdzie po założeniu raków odbiliśmy czarnym szlakiem ku górze. Odcinek, który kiedy przyprawił mnie o zawrót głowy tym razem wypełniał mnie uczuciem szczęścia. Mgła gdzieś zniknęła i naszym oczom ukazał się bajeczny obraz. Zostanie on tylko w naszej pamięci, gdyż nie podjęłam się wyzwania i nie wyciągnęłam aparatu. Mróz był uciążliwy i zmęczenie dawało o sobie znać dodatkowo towarzyszył nam lęk przed szybko zmieniającą się pogodą. Co jakiś czas, gdzieś w okolicach serca dawało się odczuć tęsknotę za turystami. Ostatnia prosta, z jednej strony skała, na której zalegało dużo mokrego śniegu z drugiej zaś przepaść pełna zaśnieżonej kosodrzewiny.  Widok małego szałasu i kolejki linowej do wciągania pożywienia rozsadzał mnie wewnętrznie szczęściem. Legliśmy na ławkach tuż nad brzegiem Przedniego Stawu i wspominaliśmy naszą drogę w myślach. Szybko zmieniająca się pogoda zmusiła nas do wejścia do schroniska co nie było proste po spacerku jaki mieliśmy za sobą. Wstać i znów wziąć na plecy bagaż nie było fajną wizją.


Dolina Pięciu Stawów Polskich



Chwilę później zrzuciliśmy z siebie zimne ciuchy, rozpakowaliśmy się w naszym pokoiku i popędziliśmy na pyszny żur. Spożywanie posiłków w Piątce jest niezwykłym doznaniem. Przez okna widzi się jezioro osłonięte szczytami przez, które w zastraszającym tempie przedzierają się chmury gdy Ty w cieple jesz coś co wydaje się być najsmaczniejszym daniem świata!


Dolina Pięciu Stawów Polskich
Dolina Przez myśl przeszła mi chęć wskoczenia pod koc i zapadnięcia w sen niczym niedźwiadki na zimę. Wiedziałam jednak, że nie mogę. Nie po to przemierzyłam tą drogę by teraz schować się przed cudami, które miały nastąpić. Gdy nocujesz w schronisku dostajesz bonus w postaci czasu. Możesz go wykorzystać w sposób różny. My doskonale wiedzieliśmy co z tymi dodatkowymi godzinami zrobić.  Ubraliśmy się więc ciepło, do plecaka wrzuciliśmy czołówki oraz termosy, ja zabrałam aparat i poszliśmy cieszyć się tą niepowtarzalnością. Początkowo poszliśmy w lewo w kierunku Świstówki Roztockiej. Kłęb białego śniegu ukrywały ścieżkę i śliskie kamienie, zacierając granice między ziemią a stawem. Zachodzące słońce zaczęło rzucać ogniste promienie na tutejsze szczyty dając złudzenie ocieplenia.
Widząc zachodzące już słońce postanowiliśmy zrobić odwrót i udaliśmy się prędko brzegiem przedniego stawu, który powoli tonął w mroku. Budka Topru  jak stała tak stoi przy szlaku do wielkiego stawu. Dla nas pokazała się w złowieszczej odsłonie, skrytka skrytka wieczornej mgle zdawała się śledzić każdy nasz ruch. Szum wiatru się wymagał, niby nadszedł zmrok jednak dziwnie jasny. Noc przypominała dzień za sprawą wschodu Super księżyca. Tysiące ludzi w Polsce oglądało ten pokaz mając za punkt odniesienia budynki miast, których wielkości zdawał się być księżyc.

Wielki Staw

Do nas docierał jedynie jego blask. Dreptaliśmy zaśnieżonym brzegiem przedzierając się przez gąszcz kosodrzewiny porastającej okoliczne zbocza. Jezioro częściowo zamarznięte wyglądało niezwykle. Maleńka jego część poruszała się niczym morska woda, wspaniale to wyglądało. Całe piękno otaczającej nas przyrody wzmacniała cisza i delikatny szum wody. Staliśmy tak chwilę ciesząc się tym miejscem gdy mróz zaczął nam dokuczać. Szybkim krokiem wróciliśmy do schroniska. Było około 17. Ogrzaliśmy się, ja naładowałam akumulatory do aparatu, przygotowałam statyw i wyglądając przez okna schroniska czekaliśmy na księżyc. Tuż po 18 wreszcie się ukazał nad wierzchołkami pobliskich gór. Dziwnie zwyczajny, wydawał się nie być nietypowo duży jednak jego blask rozświetlał całą dolinę tworząc złudzenie nadchodzącego poranka. Porwałam aparat i zbiegłam przed schronisko. Zimno było straszliwie i wiatr zaczął podnosić śnieg z ziemi. Ludzie spędzający ten wieczór w schronisku jakby nie wiedzieli jaki spektakl trwał poza ciepłymi murami z zaciekawieniem patrzyli na mnie przez okna. Nie dałam za wygraną i testowałam swoje umiejętności fotograficzne poraz pierwszy w takich warunkach. Wszystkie opinie na temat trudności jakie stwarza noc dla fotografii były prawdziwe. Myślę jednak, że warto było ścierpieć te kilkadziesiąt minut zimna by uwiecznić te chwile na zdjęciach, które możecie oglądać poniżej.

Super Księżyc 14.11.2016

Dolina Pięciu Stawów nocą



Dolina Pięciu Stawów nocą


Dolina Pięciu Stawów nocą


Dolina Pięciu Stawów nocą

DZIEŃ 2

Schronisko Dolina Pięciu Stawów


Schronisko Dolina Pięciu Stawów
Przebudziłam się o 5 rano. B jeszcze smacznie spał a ja zastanawiałam się nad dzisiejszą wyprawą. Mając gotowy plan w głowie zbudziłam go na śniadanie, które jedliśmy nieśpiesznie. Tej nocy spadło trochę śniegu, przykrył on ślady wczorajszych turystów. Chmury pędziły po niebie popychane przez wiatr, który dzisiaj był dużo silniejszy. Napełniliśmy termosy, założyliśmy raki i powolnym krokiem wybraliśmy się szlakiem prowadzącym na Zawrat. Pogoda mocno utrudniała wędrówkę, wiatr wbijał w nozdrza kryształki lodu. Nie daliśmy jednak za wygraną i wierząc, że pogoda się poprawi szliśmy dalej. Zostało nam to wynagrodzone w postaci pięknej pogody i nieznanego nam dotąd zjawiska. Ukazało się nam bowiem halo słoneczne. Kto miał   okazje je widzieć ten wie jakie ono jest zachwycające. Kto nie miał okazji zobaczyć na żywo zapraszam do oglądania na moim zdjęciu. Minęło nas zaledwie 7 osób wiec zjawisko to nie dotarło do wielu co dodatkowo wzmocniło efekt zachwytu.
Halo słoneczne

Czarny Staw Polski zimą
Lewy, górny róg delikatna tęcza brzegów halo słonecznego.



Szliśmy bardzo wolno, miejscami zapadaliśmy się po kolana, słońce nie dawało wielkiego ciepła. Było jednak warto wykorzystać czas i czerpać z tej czystej, prawie nie dotkniętej ludzką ręką zniszczenia, natury. To takie chwile, których żadne słowa nie są w stanie opisać. Tylko przeżywając te chwile można zrozumieć czym one są. Jasne, że dla każdego to samo miejsce, pogoda, widok mają zupełnie inne znaczenie. Dla nas dwojga znaczą tyle samo i to jest ta niewidzialna nić łącząca nas w całość. Góry przeżywamy tak samo, z taką samą niecierpliwością tęsknimy za nimi i z taką samą mocą wzdychamy widząc i dotykając je. Nigdzie indziej kawa nie smakuje tak jak tutaj. Do powrotu w żadne inne miejsca nie czujemy takiego głodu i nie ma drugiego takiego miejsca, gdzie mimo trudu trasy my odpoczywamy. Ta wycieczka dała nam jeszcze więcej - czas! Szczęśliwi mogliśmy przysiąść na kamieniu nie martwiąc się o transport z Palenicy. Korzystaliśmy z tego bez pamięci. Poniżej kilka kadrów z naszego spaceru szlakiem na Zawrat, z którego zrobiliśmy odwrót na wysokości Czarnego Stawu.








Powyższe zdjęcie zwiastuje nadchodzącą noc, słońce właśnie znikało za wierzchołkami gór, gdy my zbliżaliśmy się do schroniska. Kilkakrotnie wychodziliśmy jeszcze na zewnątrz podziwiać piękną, jasną noc. Niestety pogoda uległa znacznemu pogorszeniu. Zaczął sypać gęsty śnieg i wiać bardzo silny wiatr. Zaczęliśmy się martwić o nasz powrót, który planowaliśmy na kolejny dzień.. Czarny szlak biegnie przecież przez odcinek dość ciężki, którego przejście silny wiatr na pewno by nie ułatwił. Sprawdziliśmy prognozy i nieco zasmuceni położyliśmy się spać planując pożegnanie z przednim stawem na 8 rano...



DZIEŃ 3

Wstaliśmy dość wcześnie, gdy zegarek pokazał 6:30 my byliśmy gotowi na śniadanie. Zeszliśmy do jadalni i zajadaliśmy się konserwą z puszki. To śniadanie nie wchodziło nam łatwo, żołądki były ściśnięte strachem. Pogoda nie poprawiła się wciąż wiał silny wiatr ale zrobiło się dużo cieplej, zaczął topnieć lód na jeziorze. Przeczekaliśmy tak chyba do 9, zebraliśmy swoje plecaki i wymeldowaliśmy się. Raki na butach, kijki w dłoniach i szybkie pożegnanie z doliną piątki. Wiatr nieco złagodniał i miejscami chmury ustępowały miejsca słońcu, dzięki czemu szlak czarny przeszliśmy nadzwyczaj szybko. Na rozwidleniu czarnego i zielonego szlaku postanowiliśmy zwolnić tempo i jeszcze kilka godzin delektować się pięknym otoczeniem. Na trasie spotykaliśmy głównie owady. Ludzi jak na tą trasę było na prawdę bardzo mało. Latem są tu niemalże kolejki chętnych na dojście do piątki, lub oglądania siklawy. Po spacerku przez gęsty las i później asfalt wtoczyliśmy się  bardzo zmęczeni do busa. W Zakopanem poszliśmy do baru mlecznego na rosół. Potem tradycyjnie odwiedziliśmy naszą ulubioną restauracyjkę na Krupówkach Casa Mia gdzie wypiliśmy przepyszna kawę. Czasu do autobusu było sporo, a nasze brzuchy wołały o posiłek dlatego też odw
iedziliśmy kolejne ulubione miejsce- Stek Burger. Wszystkim gorąco polecam Grule z twarożkiem a dla mięsnych wielbicieli burger ze stekiem i frytkami.

Tak minęły nam trzy piękne, górskie dni. Wrócimy tu jeszcze nie raz, a Tobie damy o tym poczytać.

1 komentarz:

  1. Harrah's Philadelphia Casino & Racetrack - JM Hub
    The Philadelphia Casino & Racetrack is the 밀양 출장안마 destination for entertainment and gaming. 안성 출장샵 The 화성 출장샵 property's grand opening was 충청남도 출장안마 the first such grand 대구광역 출장안마 opening of the

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 wilkinaszlaku , Blogger